Delikatne i bardzo ciepłe światło
rozlało się po naszych sercach, wnikając głęboko, tam gdzie
wzrok nie sięga. Czasami kapie z oczu, lekko piekące wzruszenie
rzęs. Drży w tym wietrze, który nie wiadomo skąd przychodzi i
dokąd podąża. Ale wiadomo, że bardzo chcemy za nim iść.
Coś przed czym uciekają słowa, coś
przed czym klęka się z wdzięcznością.
Zapach wilgotnych od rosy róż, gdy o
świcie idziesz bosymi stopami po swoim ogrodzie...
Zapach wieczornych mgieł, gdy wracasz
od tych, którzy przyszli znikąd. A jednak bezsprzecznie SĄ.
Szeptane po wielokroć modlitwy, cisza
kaplicy pod świerkami, czas. Czas...
Znalazłam moją Różę.